Wolelibyście mieszkać na wsi czy w mieście?
Tytułem wstępu: nie wiem. Od urodzenia mieszkam w mieście i tak mi jest duszno jakbym miała na sobie sztywny, ciasny gorset. Rozgorączkowana walka o przetrwanie i chory permanentny maraton: kolejka w sklepie, miejsce siedzące w autobusie, korki na ulicach, wąski chodnik, człowieczyna przed Tobą, za Tobą. Nie mam gdzie się schować Niewiele rzeczy sobie cenię mieszkając w mieście. Jedną z nich, a może jedyna jest obecność księgarń :). Nie wyobrażam sobie czytać stare, opasłe lektury szkolne ( mała dygresja). Zarówno miasto jak i wieś tworzą ludzie. Nie bardzo orientuję się jak żyje się na wsi. Przyznam szczerze, że mam nieco sielankową wizję wsi. Może się mylę, ale ludzie tam mieszkający są bardziej prawdziwi i tworzą silną integralność. Wielu z nas nieraz słyszało, że wieś żyje plotkami. Nie wiem, czy rzeczywiście tak jest. W mieście jesteśmy takimi mikro istotkami, na wsi jesteśmy wyłożeni jak na talerzu, więc i tu i tu minus. Wyobraźcie sobie namalowanie pejzażu miejskiego i wiejskiego. W mieście wszystko się rusza, zaś na wsi można uchwycić wszystko, mimo że tak samo toczy się życie. A miasto? Kamienne uliczki, stare zeszpecone i odrapane kamienice. Blok, blok i jeszcze raz blok. Sklepy Żabka, Lidl, Biedronka, krzykliwe, pstrokate billboardy. Nie. Dla mnie to nie jest pejzaż, tylko miejska papka. W mieście czuję się bezwartościowym punkcikiem, który się przemieszcza po zatłoczonych ulicach. Jestem tylko przechodniem, pacjentem, klientem, itd. Nie łatwo jest żyć w hordzie mieszczuchów, zachowując jednocześnie swoją indywidualność i odrębność oraz spokój ducha. To jest automatycznie pacyfikowane. Nie lubię swojego miasta, znieczulicy, chamstwa, porozrzucanych petów, śmieci, puszek po piwie, tłoku w Galeriach Handlowych i można tak wymieniać bez końca, bo dla mnie miasto niestety to kipisz i bajzel. Wielokrotnie doświadczam rozstroju nerwowego. Z pewnością wolę ryczące krowy, niż ryczących kibiców pod moim oknem. Wolę, gdy szumi wiatr i taniec liści na drzewie niż tryliony neonów kolejnych barów, restauracji, itd. Miejska pogoń za karierą - chyba każdy o niej słyszał. Dzisiaj jesz śniadanie, jutro nie jesz, bo cały czas gonisz. Tramwaj ucieknie, będą korki, trzeba już wyjść i w biegu jeść kanapkę. A w pracy? Nawet w pracy tej kanapki nie zjesz, bo jesteś zawalony robotą, do tego papierologia. Z czasem, po latach zdajesz sobie sprawę, że to nie było tak ważne jak złożenie wizyty rodzinie, o której zapomniałeś, bo tak zżarł Cię miejska machina. Gdybym miała wybierać, zdecydowałabym się na życie na wsi. Plotki były, są i będą wszędzie. A nawet, jeśli na wsi są one zmasowane, to jest to zaledwie ziarnko piasku w miejskim tumulcie
Jeżeli wieś to tylko w słonecznej Toskanii :)
OdpowiedzUsuń